W cieniu szarych, betonowych murówSkrywał wstyd i cierpienie.Zapomniany, jak niepotrzebny cień,Nie słyszał
Zadzwoniłem do biura podróży — zwykłego, małego biura z kwiatami na parapecie i kalendarzem z morzem
Po nocnej ulewie poranek rozlewał się parą: podwórka dymiły mokrym asfaltem, z dachów spadały ciężkie
Poranek zaczął się ciszą, tak gęstą, że można było odnieść wrażenie, iż miasto jeszcze nie podjęło decyzji
Ona miała na imię Maria Iwanowna. A on — po prostu Tichon. Znalazła go jako szczeniaka przy drodze.