Aktywiści zajmujący się ochroną zwierząt zabrali do placówki psa o imieniu Misha, który dotąd szukał schronienia przed ostrzałem w kijowskim metrze. Według wolontariuszy zwierzę było narażone na realne niebezpieczeństwo i konieczne było natychmiastowe działanie.

Skrócony przebieg zdarzeń
Kilka kluczowych faktów przedstawionych inaczej, ale zachowujących sens pierwotnej relacji:
- Pies Misha od lat przebywał w rejonie stacji „Teremky” i podczas alarmów szukał ochrony w podziemiu.
- W ostatnich dniach pracownicy stacji nie wpuścili zwierzęcia do metra po skardze jednej osoby — zwierzę zostało wyproszone.
- Wolontariusze uznali, że życie Mishy na ulicy jest zagrożone (możliwe zatrucie lub inne niebezpieczeństwa) i podjęli decyzję o przewiezieniu go do schroniska.
Dlaczego zdecydowano się zabrać Mishę? Wolontariusze tłumaczą, że choć pies był znany i lubiany przez pasażerów, ryzyko celowego zatrucia lub innego gwałtownego zdarzenia na ulicy było zbyt duże, by pozwolić mu pozostać na wolności.
„Lepiej, by był przestraszony i żył, niż spokojny i martwy” — tak wolontariuszka określiła kryteria działania grupy.
Jak przebiegał odbiór zwierzęcia?
Podczas próby odłowienia Mishy część mieszkańców próbowała bronić psa, nie rozumiejąc intencji wolontariuszy. W akcji porządkowej uczestniczyła też policja, która pomogła ustalić okoliczności i wsparła odłowienie.
- Misha trafił pod opiekę organizacji — najpierw do lecznicy, potem do centrum opieki nad zwierzętami.
- Pies jest zestresowany, dostaje niezbędne badania, leczenie i zabiegi pielęgnacyjne.
- Po zakończeniu okresu rehabilitacji i nauki chodzenia na smyczy zostanie przygotowany do adopcji.
Zapewnienie o dalszych krokach: Wolontariusze obiecali przeprowadzić pełne badania, wszystkie potrzebne zabiegi oraz proces adaptacji, aby Misha mógł w przyszłości znaleźć stały dom.

Reakcje mieszkańców — podziały opinii
W komentarzach do relacji o interwencji pojawiły się różne głosy. Część osób krytykowała wolontariuszy, przypominając, że pies ma właścicielkę — starszą panią sprzedającą kwiaty w pobliżu stacji. Według tych komentatorów umieszczenie Mishy w placówce to odebranie mu wolności, a nie ratunek.
„On ma swoją panią, to nie jest bezdomny. Schronisko to dla takiego wolnego psa koszmar” — napisała jedna z osób.
Z drugiej strony wielu internautów chwaliło decyzję i wskazywało, że w bezpiecznym, ciepłym miejscu pies szybciej dojdzie do siebie niż narażony na ryzyko na ulicy.
- Przeciwnicy akcji: obawa o separację od właścicielki i utratę wolności.
- Zwolennicy akcji: podkreślają bezpieczeństwo, dostęp do leczenia i szansę na długoterminową opiekę.
Szerszy kontekst
Sprawa Mishy nie jest odosobniona: w czasie zagrożeń lotniczych wiele zwierząt korzystało z ochrony, jaką daje metro. Równocześnie incydenty związane z koniecznością wyproszenia zwierząt z przestrzeni publicznej stawiają trudne pytania o to, kto odpowiada za opiekę nad takimi zwierzętami i jak łączyć ochronę ludzi z dobrostanem czworonogów.
Ważne przypomnienie: choć po zdarzeniu przedstawiciele metra zaznaczyli, że Misha ma właścicielkę i po incydencie ponownie dopuszczono go do podziemnych przejść, to działania wolontariuszy miały na celu szybkie wyeliminowanie ryzyka bezpośredniego zagrożenia życia zwierzęcia.
Wnioski i podsumowanie
- Misha został zabrany ze względów bezpieczeństwa i poddany opiece medycznej.
- Interwencja wywołała społeczny spór — część osób opowiada się za rekolokacją do schroniska, inni za pozostawieniem psa przy jego właścicielce.
- Wolontariusze planują rehabilitację oraz przygotowanie do adopcji, gdy zwierzę będzie gotowe.
Podsumowując: decyzja o przewiezieniu Mishy do placówki była podyktowana obawą o jego życie. Choć budzi kontrowersje, priorytetem dla organizatorów była natychmiastowa ochrona i medyczna pomoc. Pies pozostaje pod opieką specjalistów i po zakończeniu rekonwalescencji będzie szukany nowy, trwały dom.
Jeśli sytuacja będzie się zmieniać, opieka nad Mishą i dalsze kroki zostaną nagłośnione przez osoby zaangażowane w opiekę nad zwierzęciem.







